- Jeśli chodzi o media emirackie, wszyscy są pod niesamowitym wrażeniem otwartości papieża. Stacje telewizyjne i portale internetowe z innych krajów arabskich szczególnie podchwyciły słowa papieża sprzed wylotu do ZEA, w których potępiał on interwencję państw koalicji pod wodzą Arabii Saudyjskiej w Jemenie - mówi w rozmowie z KAI arabistka Anna Wilczyńska, komentując wizytę papieża Franciszka w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Publikujemy pełny wywiad: Dawid Gospodarek (KAI): Mówi się, że wizyta papieża Franciszka w Zjednoczonych Emiratach Arabskich była historyczna, przełomowa. Czy mogłaby Pani wymienić trzy najważniejsze wydarzenia? Anna Wilczyńska: - Po pierwsze, fakt, że Franciszek jako głowa Kościoła katolickiego został zaproszony na Półwysep Arabski, przyjął to zaproszenie i wizyta faktycznie się odbyła, jest wydarzeniem historycznym. Jak dotąd żaden papież takiej wizyty nie odbył. Należy także podkreślić, że idea podróży do ZEA nie zrodziła się z dnia na dzień - był to efekt długotrwałego podtrzymywania relacji nie tylko pomiędzy Watykanem a władzami Zjednoczonych Emiratów Arabskich, ale także między Franciszkiem a jednym z ważnych muzułmańskich autorytetów, doktorem Ahmadem at-Tayyebem, wielkim imamem Uniwersytetu al-Azhar w Kairze. Mamy do czynienia nie z wydarzeniem o charakterze incydentalnym, ale z budowaniem relacji, dalekowzrocznym spojrzeniem na kontakty międzyreligijne. Bardziej z ewolucją niż rewolucją w relacjach - z procesem wolniejszym, ale na dłuższą metę skuteczniejszym. Po drugie, w Emiratach Arabskich, gdzie dominuje jedna religia, w dodatku nietolerująca konwersji na inne wyznania, udało się zgromadzić ponad 400 przywódców różnych grup religijnych - wśród nich także nie-monoteistów - i podpisać deklarację, która w swojej treści otwarcie mówi o konieczności odrzucenia przymusu "przylgnięcia do określonej religii lub kultury". Również podczas rozmowy z dziennikarzami w drodze powrotnej do Rzymu Franciszek mówił o zapoczątkowaniu procesu budowania wolności religijnej. Procesu, a zatem po raz kolejny rozwoju, który wymaga czasu. Papież wydaje się rozumieć, że gwałtowne zmiany mogą nie zostać zrozumiane i przyjęte, za to mogą wywołać gwałtowne reakcje. Tutaj również proces ewolucyjny jest dużo rozważniejszy niż rewolucja. Po trzecie, papież odprawia publicznie Mszę w kraju, gdzie religie inne niż islam nie mogą afiszować się ze swoimi symbolami oraz odprawia ją przede wszystkim dla społeczności migrantów. Warto przypomnieć, że katolicy, którzy w kraju stanowią około jednego z dziewięciu milionów mieszkańców, są ludnością napływową w Emiratach. KAI: Czy śledziła Pani, jak wizyta papieża czy podpisanie wspólnej deklaracji odbierane są w świece muzułmańskim? Jakie są reakcje, komentarze? - Całą wizytę śledziłam posługując się wyłącznie doniesieniami mediów bliskowschodnich i muzułmańskich. Jeśli chodzi o media emirackie, wszyscy są pod niesamowitym wrażeniem otwartości papieża. Stacje telewizyjne i portale internetowe z innych krajów arabskich szczególnie podchwyciły słowa papieża sprzed wylotu do ZEA, w których potępiał on interwencję państw koalicji pod wodzą Arabii Saudyjskiej w Jemenie - interwencję, w której dużą rolę odgrywają Emiraty. Bardzo pozytywne reakcje wywołał także otwarty sprzeciw liderów religijnych przeciwko aktom przemocy popełnianym w imię religii. KAI: Co nowego do relacji chrześcijańsko-muzułmańskich wnosi podpisanie deklaracji o ludzkim braterstwie dla pokoju na świecie i zgodnego współistnienia? - To, że pojawia się deklaracja, którą zgodnie podpisują przywódca Kościoła katolickiego i imam, z którym liczy się bardzo wiele środowisk muzułmańskich na świecie, jest nowością. Jednak musimy pamiętać o tym, że tak jak nie wszyscy zgadzają się z linią dialogu proponowaną przez papieża Franciszka, tak samo wielki imam al-Azharu, mimo iż przewodzi tej instytucji, również nie reprezentuje zdania wszystkich jej członków czy wszystkich sunnitów. Islam nie jest jednolity i wśród jego uczonych ścierają się różne poglądy, dokładnie tak samo jak ma to miejsce w środowisku teologów czy biskupów katolickich. Jednak jest to ważny impuls nie tylko dla hierarchów czy liderów wspólnot muzułmańskich, ale również dla samych wyznawców islamu i katolików. Chociaż wspomniana deklaracja operuje pojęciami, które mogą nie być jednoznacznie rozumiane (chociażby pojęcie tolerancji może budzić kontrowersje), daje podstawy do rozpoczęcia otwartych, wspólnych działań w innych krajach muzułmańskich, które próbują wzorować się na Emiratach. Wkrótce rozpocznie się kolejna wizyta papieża w kraju muzułmańskim, w Maroku. Deklaracja z Abu Zabi może wywołać lawinę ocieplenia stosunków meczetu z kościołem, który w wielu krajach Afryki Północnej jest kojarzony z przeszłością kolonialną. KAI: Kim w ogóle w świecie muzułmańskim jest wielki imam al-Azharu? Jakie znaczenie dla muzułmanów ma to, że właśnie on podpisał z papieżem wspólną deklarację? Czy jego opinie są szanowane i aplikowane przez fundamentalistów? - Wielki imam Uniwersytetu al-Azhar w Kairze, którą to funkcję pełni obecnie Ahmad at-Tayyeb, to najważniejszy przedstawiciel jednej z najbardziej szanowanych instytucji religijnych w świecie muzułmańskim. Jest to jeden z najlepiej wykształconych w prawie i tradycji uczonych muzułmańskich, w dodatku stojący na czele instytucji wydającej fatwy - dokumenty objaśniające kontrowersje teologiczne i interpretujące święte teksty. Skoro taka osoba deklaruje chęć uczestnictwa w dialogu międzyreligijnym, dla muzułmanów sunnitów (bo w ten większościowy nurt wpisuje się al-Azhar) jest to sygnał, że jego decyzja jest zgodna z postanowieniami prawa muzułmańskiego. Ugrupowania fundamentalistyczne nie sugerują się interpretacjami żadnych powszechnie szanowanych autorytetów, ponieważ za wiarygodne uznają tylko własne. Jednak warto przypomnieć, że władze Emiratów Arabskich, sojusznicy Arabii Saudyjskiej, również promują bardzo konserwatywny nurt islamu, a jednak zdecydowały się zaprosić papieża. KAI: Czy można liczyć na to, że wspólna deklaracja przyczyni się do wprowadzenia wolności religijnej w muzułmańskich krajach, gdzie często jest ona gwałcona? Czy w świecie muzułmańskim są inicjatywy wspierające dążenie do wolności religijnej? - Pytanie brzmi, co rozumiemy przez wolność religijną w tym kontekście. Czy będzie można budować inne świątynie niż meczety w krajach muzułmańskich? Takie rzeczy już się dzieją i odpowiadają za nie również przywódcy religijni i rządy krajów muzułmańskich. Rozpoczęły się starania o powstanie pierwszego kościoła w Arabii Saudyjskiej, a w Emiratach powstaje pierwsza synagoga - to są zmiany, na które nikt nie liczył jeszcze kilka lat temu. Dużo większym wyzwaniem jest kwestia konwersji, która w wielu krajach muzułmańskich nie jest możliwa przede wszystkim dla samych muzułmanów. Komentatorzy spekulują, że poważne dyskusje w tej kwestii będą miały miejsce podczas papieskiej wizyty do Maroka. Jednak oprócz nacisków na liderów religijnych należałoby dążyć do tego, żeby rządy poszczególnych krajów usunęły z podstawowych dokumentów identyfikacji obywateli informację o tym, jakiej religii jest posiadacz dokumentu. Tu jest pole do szczególnie rozprzestrzenionej dyskryminacji. Na podstawie religii wpisanej w dowodzie zawiera się związki, zdobywa wykształcenie, zatrudnia pracowników, sprzedaje ziemię. Są religie, których nie ma się prawa wpisać w dokumencie tożsamości, niektóre z nich nie istnieją w rejestrach państwowych. Ale tu potrzebna jest nie tyle pisemna deklaracja, co zmiana mentalności. Na Bliskim Wschodzie jest bardzo dużo instytucji i nieformalnych inicjatyw, które działają na rzecz porozumienia międzyreligijnego. Ciekawym przykładem takiej działalności jest na przykład Fundacja Adyan z Libanu, która powstała po krwawej wojnie domowej o podłożu religijnym, a została założona przez sunnitkę, szyitę i księdza. KAI: Czy stwierdzenia o różnicy płci czy o równości praw człowieka mogą wpłynąć np. na stosunek do kobiet w islamie? - Nie da się tego jednoznacznie określić, ponieważ w islamie w zależności od gałęzi czy regionu spotkamy się z różnymi interpretacjami roli kobiety. Podobnie z prawami człowieka - jak mówiłam wcześniej, deklaracja nie podaje dokładnej definicji tych praw, więc aplikacja tych pojęć do konkretnych grup społecznych nie będzie łatwa. KAI: Jakie znaczenie dla katolików w ZEA miało spotkanie z papieżem i Msza święta? - Ogromne. Niektóre media podawały, że spotkanie w wiernymi w ZEA było największym aktem kultu chrześcijańskiego w regionie. Jednak nie to miało największe znaczenie dla katolików w Emiratach. Wielu migrantów żyje w ZEA w zupełnym oderwaniu od swojej kultury, od rodzin. Słowa papieża o tym, że Jezus idzie przy nas, nawet jeśli myślimy, że jesteśmy całkiem sami, są słowami otuchy dla osób, które na emigracji żyją w izolacji. Papież wprost wyraził zrozumienie dla ich samotności mówiąc, że "z pewnością nie jest łatwo żyć z dala od domu" z poczuciem braku stabilności czy nadziei na pewną przyszłość. Ten wyraz solidarności dla samotności katolickich migrantów w kraju był ważnym momentem całej wizyty. *** Anna Wilczyńska - arabistka, autorka bloga Zajmuje się edukacją na temat islamu i kultury arabskiej oraz działaniami integracyjnymi na rzecz cudzoziemców w Polsce.
Zaś brak tych czynników w społeczeństwach muzułmańskich spowodował, iż aborcja takim tematem się nie stała. Podobny zestaw czynników zdaje się warunkować obecność kwestii eutanazji w debacie publicznej (lub też, w przypadku krajów muzułmańskich, brak tej obecności). Zacznę może jednak od pewnej anegdoty pośrednio tylko
W piątek przedstawiciele Ukrainy i Rosji podpisali z Turcją i ONZ dwie oddzielne “lustrzane” umowy odblokowujące eksport ukraińskiego zboża przez porty Morza Czarnego. Zawarte w Stambule porozumienie ma zagwarantować bezpieczne korytarze morskie do trzech portów: Odessy, Czarnomorska i Jużnego (Piwdennego). Według ONZ pełne wdrożenie porozumienia ma zająć kilka tygodni. W sobotę przed południem rosyjska armia zaatakowała Odeski Morski Port Handlowy pociskami manewrującymi typu Kalibr. Dwie rakiety zestrzeliła ukraińska obrona przeciwlotnicza, a dwa pociski trafiły w obiekty infrastruktury portowej. Kilka osób zostało rannych. W sobotę wieczorem Administracja Portów Morskich Ukrainy informowała w mediach społecznościowych o trwających przygotowaniach do wznowienia pracy trzech portów nad Morzem Czarnym. Ardanowski, odnosząc się do sprawy, w Programie Trzecim Polskiego Radia stwierdził, że najbliższe dni pokażą, czy umowa to była “gra, blef ze strony Rosji, która chce pokazać, że problem głodu na świecie to nie jest jej wina (…), że umożliwi dostarczenie zboża tam, gdzie ten głód występuje, czyli przede wszystkim do Północnej Afryki”. Według niego Rosja “przy okazji chce sprzedać swoje zboże – to, które ukradła na Ukrainie i uzyskać zgodę na eksport swoich nawozów, a jednocześnie pokazać, kto tutaj rządzi”. “Rosja gra znaczonymi kartami” – zaznaczył, podkreślając, że kraj ten chce “pokazać, jaką jest dobrą ciocią wobec głodujących”. Podkreślił, że Ukraińcy obawiali się takiego scenariusza. Zauważył, że Ukraińcy boją się, że rozminowanie ich portu w Odessie sprawi, iż rosyjskie statki desantowe zaatakują ostatni fragment wybrzeża, który jest obecnie w ich rękach. Turcja – ocenił Ardanowski – jest bezpośrednio zainteresowana rozwojem sytuacji. Według niego turecki przywódca Recep Tayyip Erdogan “chce odegrać rolę opiekuna państw muzułmańskich”. Według Ardanowskiego najlepszym rozwiązaniem było to zaproponowane przez stałego przedstawiciela Polski przy ONZ Krzysztofa Szczerskiego, by statki ze zbożem były chronione przez okręty NATO. Póki co, mówił, mają być konwojowane przez okręty tureckie. Ardanowski podkreślił, że porozumienie było ratunkiem nie tylko dla głodujących państw, ale także dla Polski. Ocenił, że plany by ukraińskie zboże eksportować najpierw lądem i przez mniejsze porty jest niemożliwe do wykonania, bo – jak stwierdził – nie ma do tego odpowiedniej infrastruktury, także kolejowej, a nie da się jej zbudować w zaledwie kilka tygodni. Prezydencki doradca zaznaczył, że polskie intencje dotyczące pomocy Ukrainie w transporcie zboża lądem były szczere, ale oparte na podstawie deklaracji innych krajów dostarczenia np. kontenerów i pojemników do zboża. Tymczasem – powiedział – zostaliśmy z problemem sami. (PAP)
Senator the Hon Penny Wong. Treasurer. The Hon Dr Jim Chalmers MP. Minister for Finance. Minister for Women. Minister for the Public Service. Senator the Hon Katy Gallagher. Minister for Trade and Tourism. Special Minister of State.
Jeśli w miejscu pracy na dziesięciu pracowników dziewięciu to muzułmanie, to naprawdę trzeba mieć wiarę, by wytrwać. Istnieje wszechobecna presja psychologiczna. Niektórzy więc wolą mieć spokój i być jak wszyscy inni, wtopić się w większość. "Dlaczego ja mam brać wolne w niedzielę, a oni w piątek?". Zachowywać się jak wszyscy wydaje się rozwiązaniem problemu. Jeżeli chrześcijanie nie są mocno ugruntowani w wierze, to nie wytrzymują ciągłego dawania świadectwa o swojej inności - z Ryszardem Wtorkiem, jezuitą pracującym w Egipcie, rozmawia Józef Augustyn SJ Od wielu lat Ojciec pracuje jako misjonarz w Egipcie, czyli w kraju muzułmańskim. Jak wygląda Ojca praca? My, misjonarze, nie mamy zbyt wielkiej swobody działania. W krajach Afryki, w których władzę sprawują muzułmanie, prawo państwowe jednoznacznie zabrania nawracania na chrześcijaństwo. Miały miejsce takie przypadki, że misjonarza podejrzanego o to wydalano z kraju. Misja w kraju muzułmańskim ma więc swoją specyficzną formę i składa się na nią kilka elementów. Należy zacząć od tego, że bycie misjonarzem w kraju muzułmańskim to nade wszystko dawanie świadectwa o bóstwie Jezusa Chrystusa. Muzułmanie bowiem kwestionują je. Uznają Jego cudowne, dziewicze narodzenie i bardzo szanują Maryję jako Jego Matkę, nazywają Ją Miriam. Jezus, po arabsku Issa, jest dla nich jednym z wielkich proroków, "bożych posłańców", cudotwórcą, ale - co mocno podkreślają - tylko człowiekiem. Nie uznają Jezusa jako Syna Bożego, dlatego że istnienie Ojca i Syna wprowadza według nich dwoistość w Bogu, a to dla muzułmanów jest największym grzechem, czyli szyrk bi Allah, i obrazą Boga. Wyznają, jak sami twierdzą, absolutny monoteizm. W ich wyznaniu wiary, po arabsku szahada, już pierwsze słowa mówią, że nie ma boga tylko Allah i On jest jedyny, absolutnie jedyny. Dla muzułmanów oznacza to, że nie może być ojcem ani mieć syna. Drugim elementem, który wyróżniłbym w misji w krajach muzułmańskich, jest pomoc miejscowym chrześcijanom. A ilu chrześcijan żyje w Egipcie? Władze unikają podania dokładnych danych dotyczących chrześcijan. Można się domyślać, z jakich powodów. W 2003 roku populacja Egiptu liczyła około 68 mln osób. Ocenia się, że z tego tylko 7-8% to chrześcijanie. Wśród tych 8% znakomitą większością są koptowie prawosławni. Niewielką mniejszość stanowią obrządki katolickie, czyli kościoły, które pozostają w jedności z Rzymem. Wśród nich są również koptowie katolicy - około 120-140 tysięcy wiernych. Istnieją też inne obrządki: maronici, Kościół ormiański, Kościół syriacki, a także rzymskokatolicy, ale jest ich bardzo mało. W sumie nie więcej niż 10 tysięcy wiernych. Oczywiście mamy w Egipcie także kościoły protestanckie, grecki Kościół prawosławny, Ormian prawosławnych. Jednak znakomitą większość - jak już powiedziałem - stanowią koptowie prawosławni - 4-5 mln wiernych. Na czym wobec tego polega wasza pomoc tamtejszym chrześcijanom? Niezwykle ważna i wzmacniająca dla nich jest świadomość, że nie pozostali sami, że ktoś specjalnie przyjeżdża, by im posługiwać. Ponadto praca misjonarza może uzupełnić i ubogacić ich kulturę, ich sposób życia i przeżywania wiary. Dzieje się to na zasadzie solidarności w wierze w tego samego Jezusa Chrystusa. Oni są chrześcijanami, my jesteśmy chrześcijanami. Nasza pomoc ma wymiar duchowego pokrewieństwa, w którym właśnie realizuje się ludzka i duchowa solidarność. My bowiem także wiele uczymy się od chrześcijan egipskich. Korzystamy z ich duchowego i życiowego doświadczenia, z bogatej, starożytnej historii chrześcijaństwa w ich kraju. Jest to więc ubogacająca dwie strony wymiana, zasadzająca się na konkretnej pomocy. Misjonarze przyjeżdżają do Egiptu do konkretnej pracy w zależności od charyzmatu zgromadzenia, które ich przysyła. Ich praca nie ogranicza się do prowadzenia parafii, choć może się wyjątkowo trafić i taka forma pracy misyjnej. Zwykle jednak, to można powiedzieć z pewnością w odniesieniu do Towarzystwa Jezusowego, obejmuje ona określone sektory pracy, na przykład szkolnictwo, instytucje charytatywne czy stowarzyszenia pomocy społecznej itd. Tego typu praca wymaga specjalistycznego i zawodowego przygotowania. Fakt, że misjonarze je posiadają, jest konkretną pomocą dla chrześcijan, ale także dla całej społeczności egipskiej, czyli również dla muzułmanów. Długo można by mówić o różnych formach naszej pracy, ale trzeba też wspomnieć o pomocy humanitarnej. Istnieje wiele organizacji tak kościelnych, jak i świeckich z Niemiec, Holandii, Francji, Stanów Zjednoczonych, które na konkretne dzieła przeznaczają duże środki finansowe. Poszczególne diecezje czy zgromadzenia zakonne otrzymują je, a misjonarze pośredniczą w przekazaniu pomocy materialnej, finansowej na dzieła misyjne czy kościelne. Ojciec pracuje w szkole, do której uczęszczają zarówno muzułmanie, jak i chrześcijanie. Jak wygląda wspólna egzystencja tych dwóch opozycyjnie nastawionych do siebie wyznań? Czy z powodu religii wynikają jakieś konflikty w szkole, czy są to raczej problemy dorosłych? Szkoła jest takim miejscem, w którym można zobaczyć społeczeństwo danego kraju jak w lustrze. Egipt jest krajem głęboko religijnym, dwuwyznaniowym: są muzułmanie, którzy stanowią ogromną większość, i niewielka mniejszość chrześcijan. Oficjalnie poza tymi dwoma religiami nie ma żadnego innego wyznania, na przykład judaizmu. Wszyscy Żydzi wyemigrowali na Zachód albo do Izraela. W Egipcie odniesienie do religii jest wszechobecne i nie można podejmować społecznych refleksji bez wzięcia tego faktu pod uwagę. Dlatego także i w naszej szkole ten religijny charakter społeczeństwa odbija się bardzo wyraźnie. W jaki sposób? W Egipcie istnieje podskórne, niewidoczne napięcie. Muzułmanie i chrześcijanie, świadomie lub nie, starają się wykazać, że ich religia jest jedynie prawdziwa. To napięcie ujawnia się w tym, że od czasu do czasu wybuchają prześladowania, palone są kościoły, zabijani chrześcijanie. Podtrzymują to napięcie przesądy o Bożej odpłacie, przekonanie, że Bóg może być tylko po jednej stronie - tej, która właściwie wierzy. Można też zaobserwować, że koptowie - trochę nieświadomie - zapożyczają pewne zachowania od muzułmanów. Zdarza się często w Egipcie, że gdy muzułmanie coś robią, chrześcijanie starają się im dorównać i na odwrót. Na przykład: gdy koptom udało się uzyskać pozwolenie na budowę kościoła, również i muzułmanie o nie się starają. Oczywiście natychmiast je dostają i chcą wybudować budynek przynajmniej taki sam, o ile nie wyższy, żeby minaret zawsze górował nad kościelną wieżą. Kościół rzymskokatolicki otworzył się na dialog z innymi religiami, w tym także na dialog z islamem. Podkreśla się, że wyznajemy monoteizm, że mamy wspólne odniesienia do Abrahama itd. Jak wygląda dialog międzyreligijny w Egipcie? Inaczej niż na przykład we Francji, gdzie żyje mniejszość muzułmanów, a większość ludzi, którzy wyrośli z kultury chrześcijańskiej i w jakiś sposób identyfikują się z chrześcijaństwem. W kraju muzułmańskim, w którym ogromną większość stanowią muzułmanie, chrześcijanie z konieczności żyją w dialogu z islamem. On toczy się na wielu poziomach i na różnych płaszczyznach. Pierwsza płaszczyzna dialogu międzyreligijny dotyczy podstawowych prawd wiary. Nie chodzi o to, by uzgodnić tak doktryny, by wierzyć w to samo, ale raczej o dialog mający służyć wzajemnemu poznaniu. Chrześcijanie w Europie, nawet jeżeli mają za sąsiadów muzułmanów, nie znają islamu. Zaś chrześcijanie na Bliskim Wschodzie, w Egipcie, bardzo dobrze go znają. Wiedzą, kiedy muzułmanie świętują, co trzeba robić w czasie tych świąt, z codziennego życia wiedzą, czego naucza islam. Co roku przy okazji ważnych świąt patriarchowie, biskupi spotykają się z dostojnikami muzułmańskimi: z szejkiem Al Azharu, z imamami wymieniają życzenia, wyrazy szacunku, ale nie muszą poznawać, w co wierzy druga strona. Chrześcijanie egipscy dobrze wiedzą, że nie można znaleźć wspólnego stanowiska w sprawie dogmatów i unikają jakichkolwiek zbitek, eklektyzmów, co grozi wielu osobom, które powierzchownie znają chrześcijaństwo albo islam, a czasami jedno i drugie. To jest pierwsza płaszczyzna. Następną płaszczyzną tego dialogu jest wspólna gospodarka, ekonomia. Wszyscy bez różnicy zarówno muzułmanie, jak i chrześcijanie znoszą blaski i cienie ekonomii egipskiej. Od pewnego czasu w Egipcie istnieje wolność ekonomiczna i także niektórzy chrześcijanie dorobili się wielkich fortun. Jako obywatele uczestniczą w życiu ekonomicznym na równych prawach. Sklepy egipskie są prowadzone zarówno przez chrześcijan, jak i przez muzułmanów. Co prawda fundamentaliści, zwani też integrystami, próbują wprowadzać w ekonomię egipską podziały na przykład na banki tylko dla muzułmanów i tylko dla chrześcijan, ale tego typu działania traktowane są jako coś nadzwyczajnego, a czasami wręcz podejrzanego. Następną płaszczyzną dialogu jest polityka rozumiana jako uczestniczenie obywateli w organizacji życia społecznego. To bardzo delikatna kwes- tia dlatego, że islam od samego początku swego istnienia twierdzi, że władzę w kraju muzułmańskim może sprawować tylko muzułmanin, czyli prezydentem w Egipcie może być tylko muzułmanin. To wynika z faktu, że konstytucja i inne dokumenty porządkujące życie społeczeństwa inspirują się szariatem, czyli prawem koranicznym. Można więc powiedzieć w tym przypadku, że chrześcijanin nie ma w pełni praw politycznych. Chrześcijanie nie są jednak absolutnie wyłączeni z życia politycznego. Jest ono pod kontrolą prezydenta, który może w istniejącym systemie politycznym mianować kilku niewybieralnych reprezentantów wspólnoty koptyjskiej. Nawet są ministrowie koptyjscy, na przykład minister handlu i kontaktów z zagranicą Butros Rali czy minister ekologii. Chrześcijanie, mimo że są mniejszością, uczestniczą w życiu politycznym, choć w sposób bardzo ograniczony. Wymieniłem najważniejsze elementy dialogu, jaki ma miejsce między muzułmanami a chrześcijanami w Egipcie, dialogu współżycia, koegzystencji. W naszej szkole staramy się, aby uczniowie nim żyli, aby go sobie przyswajali. Realizuje się to przez wspólną naukę, zajęcia pozaszkolne. W praktyce znaczy to, że uczniowie - chrześcijanie i muzułmanie - siedzą w tych samych ławkach, grają razem w piłkę, jeżdżą na obozy, słuchają wykładów tych samych nauczycieli czy mają za opiekunów, wychowawców tych samych ojców jezuitów. To sprawia, że oni nie teoretyzują na temat dialogu, przyswajają go w sposób bardzo praktyczny, aby uczyć się pokojowej koegzystencji, bezkonfliktowego współżycia. Napięcie, które zawsze istniało, istnieje i będzie istnieć między islamem a chrześcijaństwem, jest w naszym modelu wychowawczym tonowane. To jest ważny aspekt naszej misji w szkole egipskiej. Z jednej strony staramy się w naszych szkołach nie negować elementu religijnego, z drugiej zaś wiedząc, że jest on nośnikiem napięcia, staramy się go neutralizować, wskazując na to, że życie jest zbyt bogate, żeby mogła je objąć w swe ramy nawet najdoskonalsza religia. Po ataku na World Trade Center w Palestynie nawet dzieci wybiegły na ulicę i manifestowały solidarność z terrorystami... Jak wyglądała reakcja na to wydarzenie w Egipcie? Każde państwo czy społeczność muzułmańska przeżywały je na swój sposób. W Egipcie, i w tym miejscu trzeba taką uwagę poczynić, opinia publiczna nie ma tak naprawdę możności swobodnego wyrażania się. Istnieje kontrola tego, co się pisze, pokazuje w telewizji czy nadaje w radiu. Rząd prezydenta Mubaraka jest de facto proamerykański i ma bardzo dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi, co widać po ilości wizyt prezydenta Egiptu w tym kraju. Rząd egipski często stara się być mediatorem w napiętych stosunkach pomiędzy Palestyną a Izraelem. Dlatego nawet jeśli miały miejsce w Kairze wystąpienia podobne do tych w Palestynie, to próbowano je wyciszyć, mówiąc, że odpowiada za nie tylko grupka szaleńców. Ponadto rządzący wiedzą, że gospodarka Egiptu, kraju, który żyje z turys- tyki, jest bardzo wrażliwa na tego typu wydarzenia, bo automatycznie zmniejsza się liczba turystów, a mniej turystów, oznacza mniej dewiz. Niewłaściwym byłoby więc pochwalanie takich działań. Z drugiej strony jednak można było wyczuć sugestie propagandy rządowej, że tę tragedię sprowokowali sami Amerykanie. Jeśli chodzi o chrześcijan, bo to jest chyba ważne, to oni zawsze obawiają się, że muzułmanie zwrócą się przeciw nim, kiedy dochodzi do konfliktu między islamem a Zachodem, który dla przeciętnego muzułmanina arabskiego, trzeba to mocno podkreślić, kojarzy się z chrześcijaństwem. Inaczej mówiąc, atak na World Trade Center był przedstawiony jako atak na cywilizację Zachodu, która zrodziła się z chrześcijaństwa. Chrześcijanie arabscy mają w związku z tym mieszane uczucia: z kim mają być, czy tu ze współobywatelami muzułmanami, którzy inaczej rozumują, czy mają opowiedzieć się po stronie Zachodu. We Francji w ostatnich kilkunastu latach kilkadziesiąt tysięcy chrześcijan katolików przeszło na wiarę muzułmańską. Stało się to niemalże modą. Czy podobne zjawisko przechodzenia chrześcijan na islam obserwuje się w Egipcie? Jest to temat tabu. Skrzętnie się go ukrywa i nie mówi się o nim. Słyszy się jednak pogłoski, że co roku około 15 tysięcy chrześcijan przechodzi na islam. Czy nie jest to plotka puszczana przez propagandę muzułmańską? Kolejna rzecz to ogólna presja społeczeństwa. Jeśli w miejscu pracy na dziesięciu pracowników dziewięciu to muzułmanie, to naprawdę trzeba mieć wiarę, by wytrwać. Istnieje wszechobecna presja psychologiczna. Niektórzy więc wolą mieć spokój i być jak wszyscy inni, wtopić się w większość. "Dlaczego ja mam brać wolne w niedzielę, a oni w piątek?". Zachowywać się jak wszyscy wydaje się rozwiązaniem problemu. Jeżeli chrześcijanie nie są mocno ugruntowani w wierze, to nie wytrzymują ciągłego dawania świadectwa o swojej inności. Na Zachodzie łatwo rezygnuje się z wartości religijnych. Często myśli się tak: byle być religijnym, byle się modlić, byle prowadzić jakieś życie duchowe; natomiast w jakiej religii, w jakim systemie wartości, to wszystko jedno. Czy relatywizm religijny zachodni również przenika do społeczeństwa egipskiego? Muzułmanie reagują tak dlatego, ponieważ fundamentem funkcjonowania ich społeczeństwa jest religia. Gdyby ten relatywizm rzeczywiście przeniknął w ich życie, to wówczas mógłby nastąpić rozkład społeczeństwa, dramatyczny kryzys. Muzułmanie obawiają się tego. Oni nie mają innych kategorii organizacji społeczeństwa poza religijnymi. U nas w Europie oddzielono religię od polityki, sacrum od profanum. Rewolucja Francuska stworzyła społeczeństwo bez Boga. Istnieją pewne kategorie intelektualne, pojęcia: interes społeczny, jednostka, grupa, partia, demokracja, filozofia państwa, które pozwolą zorganizować społeczeństwo i nie potrzeba do tego prawa Bożego. Muzułmanie do tego etapu nie doszli i wcale nie muszą dojść. Dla nich jedynym, niewzruszonym prawem jest prawo koraniczne, prawo, które zostało objawione przez Boga. Ono jest jedynie słuszne, a Koran idealnie doskonały. Muzułmanie wierzą, że nic nie trzeba w nim zmieniać. Stąd mają problemy w różnych kwestiach, które absolutnie nie były obecne w czasach, kiedy to prawo było precyzowane i spisane: na przykład przeszczepy organów, transplantacje, kwestie genetyczne i inne. Można powiedzieć, że ich współczesna etyka idzie dwa kroki za etyką chrześcijańską: co chrześcijanie próbują skodyfikować, wypracować, to muzułmanie próbują znaleźć w Koranie, aby móc uwierzytelnić... ...dlatego, że to służy ich interesowi. Dokładnie. Musi być określone, jakie postępowanie jest słuszne, co służy dobru człowieka, a co nie i tak dalej. Stąd relatywizm religijny dla nich jest jak zaraza, jak rak. Bronią się przed nim albo instynktownie, albo w konkretny sposób, czasami nawet atakując. Sztandarowym hasłem fundamentalistów, integrystów jest stwierdzenie: "Zachód jest areligijny, a więc bezbożny". Dlatego jest przeciw islamowi, bo on jest religią par exelance, wspaniałą, doskonałą. Ale jednocześnie gdy się patrzy na dachy domów, czasami nawet ruder, widać na nich mnóstwo anten satelitarnych. Na pewno nie oglądają cały czas transmisji z Arabii Saudyjskiej, jak się udał ostatni hadż, czyli pielgrzymka do Mekki. Można zatem mówić o swoistej dwuznaczności, bo z tego wynika, że podglądają Zachód… Zachód jest dla nich swego rodzaju atrakcją, pewne rzeczy im się podobają i chcieliby przenieść do swojej kultury, ale wiadomą rzeczą jest, że nie można wybrać sobie z jakiejś cywilizacji jednego fragmentu i go przeszczepić bez żadnych ubocznych konsekwencji. Elementy cywilizacji wypływają bowiem jedne z drugich, są konsekwencją wyborów. Duchowni muzułmańscy oczywiście przestrzegają i uczą, że należy żyć tylko Koranem, że Koran, nauka Proroka zupełnie wystarczy. Według nich nie można sobie z prawa koranicznego brać tylko tego, co pasuje, trzeba brać go jako całość. Towarzyszy temu bardzo często literalne podejście do Koranu, z szokującymi czasami konsekwencjami. Życie pokazuje jednak, że tak się nie da żyć na dłuższą metę, że to niemożliwe. Anteny satelitarne na dachach pośrednio to potwierdzają. Mówiliśmy o przechodzeniu chrześcijan na islam. Czy istnieje zjawisko w drugim kierunku, pomimo zakazu prawa państwowego? Zdarzają się takie przypadki. Prawo mówi "nie", ale życie wykracza poza ramy prawa. Czy wysoka religijność muzułmanów jest wartością współczesnego świata, która może oddziaływać także na świat zachodni? Na ile może być wzorem dla chrześcijan? Islam ma w sobie elementy, które mogą być rzeczywiście "atrakcyjne". Po pierwsze, wydaje mi się, nie chcę tutaj dokonywać osądu, że jest religią w jakimś stopniu skrojoną na możliwości ludzkie. W wyznaniu wiary podkreśla się "aż do bólu" jedyność Boga. My, chrześcijanie, mamy problem z Trójcą Świętą. Jaki jest Bóg w Trójcy jedyny? Oni zaś mówią: u nas to jest proste, oczywiste - jest jeden, jedyny. I ta prostota może być w pewnym sensie atrakcyjna. Swoją drogą jest to także jeden z zarzutów wobec chrześcijaństwa; trzeba było, żeby przyszedł Mahomet, by poprawić to, co chrześcijanie pokomplikowali, jak mówi Koran - pozapominali. W islamie nie ma też potrzeby pełnienia dobrych uczynków. Aby stać się i być muzułmaninem trzeba spełnić pięć warunków zwanych filarami islamu. Pierwszym jest wyznanie wiary szahada, drugim - jałmużna, trzecim pielgrzymka - hadż, jeśli ktoś tylko może ją odbyć, czwartym - zachowanie postu w miesiącu ramadan i piątym jest modlitwa pięć razy dziennie: o świcie, w południe, po południu, wieczorem i w nocy. Wszystko jest bardzo precyzyjnie skodyfikowane. Jeśli muzułmanin chce zrobić dobry uczynek, nie musi zmieniać swojego życia, nawracać się, daje pieniądze imamowi w meczecie, które rozdawane są ubogim muzułmanom. W chrześcijaństwie zaś trzeba pełnić dobre uczynki, być coraz lepszym, trzeba czynić dobro, nawracać się. W islamie ma się jasność: jeśli chcesz wejść do raju muzułmańskiego, to musisz żyć według zasad. Co się z nimi nie kłóci, jest moralne. Chodziło mi raczej o to, na ile duchowość, religijność muzułmańska może być zawstydzeniem dla chrześcijan… Islam jest religią, która przede wszystkim wyraża się na zewnątrz. Zwłaszcza w nurcie najważniejszym dla islamu, jakim są sunnici, będący ogromną większością wśród muzułmanów na całym świecie. Dla nich rytuał to bardzo ważna rzecz. (Można wręcz powiedzieć, że - zwłaszcza muzułmanie sunniccy - są nieufni wobec tego, co wewnętrzne, ukryte w uczuciach i myślach człowieka, co mistyczne. Szyici natomiast są bardziej otwarci na mistykę). Zewnętrzność jest też rodzajem świadectwa, oni modląc się świadczą. Pobożny muzułmanin, który ma na przykład sklep, gdy przychodzi czas modlitwy i muezin wzywa z minaretu, przerywa pracę, obojętnie, czy jest klient, czy nie, i modli się. Czyniąc to, daje świadectwo o swojej pobożności. W bardziej fundamentalnych wersjach islamu trzeba zapuścić brodę, ubierać się jak w czasach Proroka, ostentacyjnie modlić się na środku ulicy. Przedstawiam może trochę karykaturalny opis pobożności islamskiej, ale bez wątpienia aspekt zewnętrzny jest dla islamu niezwykle ważny. Przez to świadectwo wiary muzułmanów jest bardzo widoczne. Z całej naszej rozmowy wynika, że bycie chrześcijaninem, także w tym nastawionym prozachodnio Egipcie, wymaga heroizmu. Słowo heroizm w przypadku koptów ma swój głęboki sens. Znane mi są sytuacje, w których rzeczywiście ich postawy i zachowania zasługują na to miano. Zwłaszcza tam, gdzie jest się samemu wobec większości. A swojej wiary ukryć się nie da. Nie da się, bo się ma to wpisane w dowodzie osobistym, bo mankiet koszuli się podwinie i wytatuowany po chrzcie krzyż się pokaże. Wtedy trzeba świadczyć. Powiedziałbym, może trochę nieładnie, że bycie chrześcijaninem w kraju muzułmańskim uwiera. Jest trudne. Nas, misjonarzy z Zachodu, traktuje się inaczej. My tego krzyża nie odczuwamy tak jak oni. Wy jesteście traktowani w sposób naturalny jako chrześcijanie. Muszę przyznać, że jako misjonarz poczytuję sobie za wielką łaskę móc żyć, pracować i świadczyć o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym, Zbawicielu wśród muzułmanów, razem z egipskimi chrześcijanami. Widzę głęboki sens w byciu razem z nimi w ich trudzie, niedoli i w zachęcaniu ich, podtrzymywaniu na duchu. Każdy dzień, każdy rok przeżyty w Egipcie jest dla mnie okazją doświadczania Bożego miłosierdzia i Bożej mocy w moim życiu. Bez Bożej pomocy, bez Jego łaski nie starczyłoby mi ni woli, ni chęci, aby tę misję kontynuować. Życie duchowe
Hasło krzyżówkowe „żebrak wędrowny w krajach muzułmańskich” w leksykonie krzyżówkowym. W naszym słowniku krzyżówkowym dla wyrażenia żebrak wędrowny w krajach muzułmańskich znajduje się tylko 1 opis do krzyżówki. Definicje te podzielone zostały na 1 grupę znaczeniową. Jeżeli znasz inne znaczenia pasujące do hasła
STRONA GŁÓWNA Biznes i technologie Minister Sawicki rozmawiał z ambasadorami krajów muzułmańskich o eksporcie żywności Autor: Data: 29-05-2014, 15:36 O wzajemnej wymianie handlowej minister Marek Sawicki rozmawiał dziś z ambasadorami krajów muzułmańskich podczas polskiego śniadania. Omówiono sprawy dotyczące kontroli granicznych, gwarancji odnośnie bezpieczeństwa żywności, wymogów jakie kraje stawiają sobie nawzajem oraz współpracy inspekcji weterynaryjnych. Minister podkreślił, że promocja polskiej żywności na rynkach międzynarodowych rozpoczęta w 2009 roku będzie zintensyfikowana. - Kraje arabskie są krajami dynamicznie rozwijającymi się, z rosnącym potencjałem importowym i możliwościami eksportu. Chcemy, aby Polska była na tych rynkach obecna - mówił Marek Sawicki. Minister poinformował, że podczas spotkania omawiano możliwości i warunki eksportu polskiej żywności do krajów muzułmańskich, a także możliwości inwestycji tych państw w sektorze rolno-żywnościowym w Polsce. Przypomniał, że około 0,5 mld euro z blisko 20 mld euro, to wartość polskiego eksportu w 2013 r. do krajów arabskich. Minister stwierdził, że to wciąż mało, ale spotkania takie jak dzisiejsze mają służyć pogłębianiu współpracy. Dalsza część artykułu jest dostępna dla subskrybentów Strefy Premium lub poznaj nasze plany abonamentowe i wybierz odpowiedni dla siebie więcej informacji: Marek Sawicki RSS ALERT Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi RSS ALERT eksport żywności RSS ALERT kraje arabskie RSS ALERT Algieria RSS ALERT Irak RSS ALERT Egipt RSS ALERT Zjednoczone Emiraty Arabskie RSS ALERT Arabia Saudyjska RSS ALERT Turcja RSS ALERT Liban RSS ALERT Iran RSS ALERT Powiązane tematy: Odbędzie się spotkanie ws. odblokowania eksportu ukraińskiego zboża Kowalczyk o cenach żywności: Nie spodziewam się już istotnego wzrostu PCPM wybudowało dom handlowy i pomogło rolnikom w Iraku Unijny eksport do Nowej Zelandii może wzrosnąć nawet o 4,5 mld euro Wysoki eksport żywności - to zasługa rolników i przetwórców Eksport polskiej żywności mocno rośnie. Znamy dane za 4 miesiące 2022 Turcja zbyt słaba, by zagwarantować eksport ukraińskiego zboża? Ukraiński eksport nie zaszkodzi rolnikom z Polski. "Wypowiedź Donalda Tuska to próba wywoływania konfliktów" Turcja będzie kupować od Rosji ukraińskie zboże? Inflacja w tym kraju wyniosła w maju 73,5 proc. Najwięcej od 24 lat
Dziękuję ci bardzo za to! Ta prosta strona zawiera dla ciebie Words Of Wonders Guru Tytuł grzecznościowy w krajach muzułmańskich; pan odpowiedzi, rozwiązania, solucje, przekazywanie wszystkich słów. Jest to jedyne miejsce, którego potrzebujesz, jeśli utkniesz z trudnym poziomem w grze Words Of Wonders Guru.
Mariusz Błaszczak fot, Olivier Hoslet/EPA O wzmocnieniu roli Polonii w życiu politycznym USA, ściganiu mówiących nieprawdę o Polsce i kwestii imigrantów muzułmańskich mówił w sobotę w Nowym Jorku minister Błaszczak. Szef MSWiA spotkał się z Polonią w nowojorskim Instytucie Piłsudskiego. Minister Błaszczak wskazywał na szczególne znaczenie silnej Polonii w tak ważnym dla Polski kraju jak USA. Podkreślił, że Amerykanie o korzeniach polskich, podobnie jak przedstawiciele innych grup etnicznych, powinni ubiegać się także o urzędy polityczne. Nie zgodził się natomiast z sugestią, aby władze RP angażowały się bezpośrednio w takie działania Amerykanów polskiego pochodzenia. „Trudno sobie wyobrazić sytuację, w której przedstawiciele rządu polskiego będą organizowali Polonię, bo to jest niemożliwe i nie ma takiej potrzeby. Natomiast Polonia powinna otrzymać wsparcie ze strony naszych przedstawicielstw dyplomatycznych. Liczymy, że Polonia zorganizuje się, aby głos Amerykanów polskiego pochodzenia był słyszany w trakcie wyborów prezydenckich, czy w wyborach do Kongresu” – powiedział minister w rozmowie z PAP. Uznał za niezwykle ważne stworzenie pozytywnego polskiego lobbingu. Tym bardziej, że robią to skutecznie Amerykanie, którzy mają inne korzenie. Polonijne media, Kongres Polonii Amerykańskiej, a także inne instytucje od lat protestowały przeciw nazywaniu niemieckich obozów koncentracyjnych polskimi. Powracając do tej sprawy minister zapewniał, że rząd PiS będzie reagował na tego rodzaj formy ataku i mówienia nieprawdy. Przygotowano już stosowną ustawę. „Liczymy, że Polonia szczególnie w Stanach Zjednoczonych, będzie też na to reagowała. Na spotkaniu z przedstawicielami Polonii słyszałem, że bardzo aktywnie chcą się włączać w politykę historyczną Polski, pokazywanie prawdziwej historii, a zwłaszcza historii II wojny światowej” – powiedział minister. Błaszczak zaakcentował, że w tej kwestii USA są kluczowe. „W najsilniejszym państwie sojuszu NATO opinia o Polsce i Polakach musi być prawdziwa, a często się zdarza, że przedstawiane są informacje fałszywe. Należy je korygować” – powiedział. Pośród zgromadzonych w Instytucie Piłsudskiego ogromną większość stanowili zwolennicy PiS. Nie kryli niezadowolenia z polityki kulturalnej poprzedniej ekipy przejawiającej się np. promocją w USA takich filmów, jak „Ida”, czy „Pokłosie”. Twierdzili, że filmy te pokazują nieprawdziwy wizerunek Polski. Błaszczak wyraził zdziwienie, że filmy te sfinansowano z pieniędzy podatnika. Jak powiedział, np. w „Idzie” nie mówi się o najeździe Niemców na Polskę i wymordowaniu przez nich Żydów. Uzasadniał potrzebę nakręcenia filmu z aktorami hollywoodzkimi np. o rotmistrzu Pileckim, czy lotnikach polskich, którzy walczyli o Anglię. Fundusze miałyby pochodzić z budżetu państwa. „Trzeba zatrudnić Cruise’a, Gibsona, czy kogoś kto jest znany na całym świecie. Aktora hollywoodzkiego, który wcieliłby się w postać Polaka w czasie II wojny i pokazał historię” – mówił minister. W nawiązaniu do toczącej się kampanii wyborczej w USA Błaszczak podkreślił, że Polska będzie współpracować z każdym prezydentem amerykańskim. „Mamy zbieżne interesy. Stany Zjednoczone są najsilniejszym państwem w Sojuszu Północnoatlantyckim. Dzięki korzystnym dla Polski postanowieniom szczytu lipcowego NATO w Warszawie, obecność wojsk amerykańskich w Polsce będzie gwarancją bezpieczeństwa Polski” – ocenił minister. Zwracając uwagę, że 17 września przypada 77. rocznica napaści sowieckiej na Polskę, mówił, by pamiętając o tych wydarzeniach, mieć świadomość, że dzięki postanowieniom ostatniego szczytu NATO takiego zagrożenia dziś nie ma. „To jest zmiana geopolityczna w naszej części Europy. Polska na trwale wyrwała się dzięki temu z rosyjskiej strefy wpływów. To jest to o co walczyły pokolenia Polaków w czasie II wojny światowej i później” – powiedział Błaszczak. Na rozpoczynającej się sesji ONZ szef MSWiA podejmie – jak powiedział – kwestię, wywołującą w wielu krajach rozbieżne opinie, czyli imigracji muzułmanów do Europy. Na pytanie PAP powiedział, że Polska jest ostrożna w przyjmowaniu imigrantów. „Uważamy, że poprzedni rząd popełnił błąd karygodny zgadzając się na przyjęcie tysięcy imigrantów muzułmańskich z Afryki Północnej i z Bliskiego Wschodu. Rząd PiS i ja, dopóki jestem ministrem, nie dopuszczę do tego by Polska i Polacy byli zagrożeni powtórką z tych tragicznych wydarzeń, jakie mają miejsce na Zachodzie Europy” – powiedział Błaszczak. Minister zaznaczył, że rząd PiS proponuje, aby uszczelnić granice zewnętrzne UE. Polscy strażnicy graniczni są na granicy bułgarsko-tureckiej, serbsko-węgierskiej, macedońsko-greckiej. Chronią granic zewnętrznych UE. Polska chroni również swych granic zewnętrznych. „Kilka tygodni temu była próba stworzenia nowego szlaku przerzutu imigrantów muzułmańskich z Azji przez Polskę. Na granicy polsko-białoruskiej taką próbę udaremniliśmy. Chodziło o obywateli rosyjskich narodowości czeczeńskiej. Uważamy, że tylko w ten sposób można zapewnić bezpieczeństwo Polsce, Polakom i Unii Europejskiej” – wskazał Błaszczak. W trakcie spotkania, współorganizowanego przez polski konsulat w Nowym Jorku, minister odniósł się też do pewnych głosów krytycznych wobec władz polskich, np. braku odpowiedzi na listy i postulaty od Polaków mieszkających w USA. Przyznał, że są nieporozumienia ponieważ wszyscy są tylko ludźmi, ale istotne jest, by zmierzać w dobrym kierunku. „Uważam, że zmierzamy w dobrym kierunku. Ważne jest, aby nie przechodzić nad błędami do porządku dziennego, lecz wyciągać wnioski i błędy naprawiać” – ocenił minister Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
d8Za. 418 57 1 409 26 115 459 347 299
minister w krajach muzułmańskich