Hasło do krzyżówki „szynka w PRL- u” w słowniku szaradzisty. W naszym słowniku szaradzisty dla wyrażenia szynka w PRL- u znajduje się tylko 1 opis do krzyżówek. Definicje te zostały podzielone na 1 grupę znaczeniową. Jeżeli znasz inne znaczenia pasujące do hasła „ szynka w PRL- u ” lub potrafisz określić ich nowy Konserwy mięsne w puszkach Jest 6 produktów. Pokazuje 1 - 6 z 6 elementów Wołowina w sosie własnym [300g] Mięso wołowe 80%, woda, sól, mieszanka przypraw i ekstrakty przypraw, wzmacniacz smaku (glutaminian monosodowy), glukoza, białka mleka (łącznie z laktozą), białko zwierzęce, (wieprzowe kolagenowe), przeciwutleniacz E301, stabilizatory E450, E451, E407A, substancja żelująca E407, skrobia, maltodekstryna, substancja konserwująca E250. Produkt może zawierać:... 10,93 zł za sztukę Gulasz angielski [300g] Mięso wieprzowe 80%, woda, sól, białko wieprzowe kolagenowe, przyprawy, aromaty, ekstrakty przypraw, substancja konserwująca E250. Produkt może zawierać: zboża zawierające gluten, mleko łącznie z laktozą, jaja, seler, soję, gorczycę. Wartość odżywcza w 100 g produktu: Wartość energetyczna 813 kJ / 196 kcal; tłuszcz 14 g, w tym kwasy tłuszczowe nasycone... 10,53 zł za sztukę Konserwa turystyczna [300g] Mięso wieprzowe 64%, woda, tłuszcz wieprzowy, sól, przyprawy, skrobia modyfikowana, białko wieprzowe kolagenowe, białko sojowe, hydrolizat białka sojowego, błonnik pszenny, substancja zagęszczająca: guma ksantanowa, aromaty (soja), cukry: maltodekstryna, glukoza, wzmacniacz smaku: glutaminian monosodowy, stabilizatory E450, E451, substancje żelujące:... 7,60 zł za sztukę Konserwa podobna do tej z PRL-u [300g] Mięso wieprzowe 66%, woda, skrobia modyfikowana, sól, tłuszcz wieprzowy, stabilizator: trifosforany, substancja żelująca: E407a, białko wieprzowe kolagenowe, błonnik pszenny, glukoza, wzmacniacz smaku: E621, przeciwutleniacz: E316, aromaty (w tym aromat dymu wędzarniczego), substancja konserwująca: E250. produkt może zawierać: zboża zawierające gluten,... 7,13 zł za sztukę Szynka drobiowa [300g] Mięso drobiowe z uda kurczaka 80%, woda, skrobia, sól, substancja zagęszczająca: przetworzone wodorosty morskie z gatunku Eucheuma, maltodekstryna, wzmacniacz smaku: glutaminian monosodowy, aromat, ekstrakt drożdżowy, substancja konserwująca: azotyn sodu. Produkt może zawierać: zboża zawierające gluten, mleko łącznie z laktozą, jaja, seler, soję,... 9,91 zł za sztukę Golonka extra [300g] Golonka wieprzowa bez kości ze skórą 70%, woda, sól, stabilizator E450i, substancje żelujące E407, E407a, białko sojowe, białko wieprzowe kolagenowe, skrobia, przeciwutleniacz E301, aromaty (gluten z pszenicy, mleko), maltodekstryna, wzmacniacze smaku E635, E621, laktoza z mleka, cukier, czosnek suszony, przyprawy (gorczyca), ekstrakty przypraw, błonnik... 8,24 zł za sztukę Pokazuje 1 - 6 z 6 elementów Przeciętny Polak zje do końca tego roku około 20 kilogramów wędlin. Wśród nich będzie dominować szynka, choć - jak zauważają eksperci - w Polsce klient ma największy wybór wędlin spośród wszystkich krajów UE. No właśnie - jeśli mówimy o wyborze, to i o dylemacie - co wybrać? Polski Instytut Badań Jakości (PIBJA) zapytał konsumentów, które szynki są ich zdaniem Tylko jedna siódma jajeczka dziennie, tak zalecał minister cen w rządzie Wojciecha Jaruzelskiego. I nieważne, czy to zwykły dzień, czy Wielkanoc. Jajek wtedy brakowało, jak zresztą okresowo wszystkiego. Żeby zastawić stół wielkanocny w PRL, trzeba było mieć silne nerwy i najlepiej mieszkać w stolicy albo na Śląsku. Dostawy były tam większe niż w innych regionach kraju. Tylko jedna siódma jajeczka dziennie, tak zalecał minister cen w rządzie Wojciecha Jaruzelskiego. I nieważne, czy to zwykły dzień, czy Wielkanoc. Jajek wtedy brakowało, jak zresztą okresowo wszystkiego. Żeby zastawić stół wielkanocny w PRL, trzeba było mieć silne nerwy i najlepiej mieszkać w stolicy albo na Śląsku. Dostawy były tam większe niż w innych regionach ludności na mięso, jajka, masło i cukier zawsze denerwowały peerelowską władzę. W 1970 roku kabaret Tey w Opolu śpiewał ironicznie: ,,Bo my musimy być dzisiaj mniej pazerni, roślinożerni, roślinożerni. Nam polędwica oraz schab, nie smakuje tak jak szczaw." Po wojnie spożycie mięsa w Polsce wynosiło ledwie 8,6 kg rocznie na osobę, czyli o 56 proc. mniej niż pod koniec okresu przedwojennego. Obecnie to około 75 kg, w PRL ilość niewyobrażalna. O tym, co miało wspólnego jedzenie z ideologią w PRL, interesująco pisze Monika Milewska w wydanej właśnie książce ,,Ślepa kuchnia".Zgodnie z ówczesną propagandą, jedzenie nie powinno być specjalną przyjemnością. Władysław Gomułka potępiał także kawę i nie chciał kupować jej za cenne dewizy, nie znosił, jak ludzie ,,chłeptają' ten burżuazyjny napój. Nie przekonała go żona Zofia, wielka amatorka kawy, która załatwiała ją sobie za plecami męża. Strajkujący życzyli mu: ,,Dla Gomułki suche bułki", ale I sekretarz KC PZPR i tak wolał chleb, który jadł do każdego posiłku. Trudno było zastawić wielkanocny stół w czasach, gdy ciągle brakowało najważniejszych składników. Władza tolerowała dwa święta kościelne, unikając nawiązań do ich religijnego charakteru. Wielkanoc nazywano świętami wiosennymi, zaopatrywano wtedy sklepy lepiej, ale nigdy nie było wiadomo, gdzie i co rzucą. A po świętach gazety rozpisywały się o karetkach pogotowia, które rzekomo masowo przywoziły do szpitala pacjentów chorych z przejedzenia. Takie wiadomości były przez władze mile widziane; oto dowód, że naród ma czym się przeoczWojsko sprzedaje auta, łodzie, sprzęt do nurkowania, AGD, biurowy i warsztatowyTanie domy od komornika czekają na nowych właścicieli! Zobacz oferty z woj. śląskiegoTak mieszkają śląscy milionerzy! Zobacz najdroższe domy na sprzedaż w woj. śląskimMagda Gessler zrobiła rewolucję w sosnowieckiej restauracji. Jak teraz wygląda? Na co dzień obowiązywały jednak latami dni bezmięsne i dorszowe, w niektórych regionach także bezciastkowe. W poniedziałki, a potem także w środy nigdzie nie można było dostać mięsa, ani w sklepach, ani w stołówkach czy restauracjach. Co wtedy podawano? W dni dorszowe dorsze, ale w formie niezbyt świeżych kostek smażonych na smalcu. Liga Kobiet organizowała nawet budki, w których kostki dorsza rozdawała za darmo, bez efektu. Polakom te szlachetne ryby do cna obrzydły. W pierwszych latach po wojnie wprowadzono ,,bezciastkowość" we wtorki, środy, czwartki i piątki, w te dni sprzedaż wyrobów cukierniczych była surowo zakazana. Polacy według władz PRL zawsze jedli za wiele słodzili. W 1950 roku wypadało 21 kg na głowę rocznie, w 1989 roku prawie 47 kg, ale niezależnie od ilości, i tak było za dużo. Równocześnie nie wolno było podawać, ile cukru i gdzie się eksportuje Przed Wielkanocą czasami pojawiał się problem, bo brakowało nawet jajek. Dostawy były niepewne. Robotnicy z Ursusa i Radomia w 1970 roku zatrzymali w proteście ciężarówkę z jajkami, a ucieszona miejscowa ludność przybiegała z wiadrami i zabierała ile mogła. Władza zareagowała; kto coś wziął, został ukarany i musiał nawet odsiedzieć swoje. Jajka w ogóle były podejrzane, robotnicy używali ich jako amunicji w potyczkach z milicją. Ale trudniej było je wyrzucić z zestawu wielkanocnego niż szynkę. Popularne książki kucharskie w święta wielkanocne zalecały skromny stół; barszcz czerwony, bigos, zimne nóżki w galarecie i jajka faszerowane śledziem. Na deser placek drożdżowy tańszy niż babka i mazurek z dżemem. A szynka? Chyba na obrazku. Satyryk i grafik Andrzej Krauze narysował szynkę z podpisem: ,,Wytnij i pomaluj".Szynka jako tradycyjne danie wielkanocne była oficjalnie pomijana, ale ludzie robili wszystko, żeby ją zdobyć, na przekór władzy. Socjolodzy twierdzą, że była obsesją Polaków w PRL. Maria Dąbrowska co prawda pisała w swoich ,,Dziennikach", że na Wielkanoc w 1950 roku otwierała pyszną szynkę w puszce, ale wspomniała też, że jej znajomemu pisarzowi cenzura wycięła scenę, w której murarz przed wojną kupił szynkę na Wielkanoc. Po co ludzi denerwować? Mięso było w PRL miarą życiowego sukcesu. Wygrani jedli szynkę, przegrani mortadelę i ,,kanapki z żeberkami" czyli chleb z cebulą. A były też okresy, gdy i cebuli w dużych miastach były lepiej zaopatrzone niż te w mniejszych, w regionach przemysłowych lepiej niż w rolniczych. Stolica i Śląsk otrzymywały połowę ogólnokrajowej puli mięsa i towarów delikatesowych. Dlatego w Lublinie podczas protestów żądano, żeby poprawić zaopatrzenie w sklepach nie jak na mitycznym Zachodzie, ale ,,jak na Śląsku". Z kolei Świdnik z woj. lubelskiego zazdrościł zaopatrzenia Lublinowi. Ale rzeczywiście na Śląsku w sklepach bywały cytryny i stąd wzięła się opowieść drukowana w ,,Sztandarze Młodych", jak to Bolesław Bierut przyjechał do Stalinogrodu (Katowic) i odwiedził dzieci w Pałacu Młodzieży. Dzieci nie wiedziały co gościowi podarować, więc przyniosły mu na talerzyku pomarańczę. Autor bredzi: ,,Trzymają ją na talerzyku, chcą ją zjeść wspólnie z towarzyszem Bierutem na znak przywiązania, wierności, miłości, przyjaźni. Towarzysz Bierut dzieli na cząstki złoty, soczysty owoc. To pomarańcza przyjaźni." Zaraz po wojnie rozchodziły się jednak plotki, ze na Śląsku panuje głód, ,,kobiety rzucają się pod samochody w celu uniknięcia śmierci głodowej". Naprawdę głodne były rodziny wywiezionych na Wschód Ślązaków, żony górników nie dostawały żadnych świadczeń, nie mogły znaleźć pracy, wyrzucano je z mieszkań. Zachowały się w archiwach wstrząsające listy kobiet, które nie mogły wyżywić dzieci. Plotki zawsze mają w sobie ziarno ani kartki czasem nie pomagały, gdy nie było co kupić. Pytano - jak zjeść kartkę nożem i widelcem? Ludzie musieli informować się pocztą pantoflową, co gdzie rzucili. Bywał salceson nazywany cwaniakiem, bo nie dał się wywieźć do sowietów. Ale co zrobić, jak w spożywczych hulał wiatr? W 1951 roku do radiowej audycji propagandowej ,,Fala 49" napisała kobieta z Radomia, że do sklepów w ogóle nie docierają dostawy. Pytała: ,,Jak tu pracować w tak ciężkich warunkach głodowych?" Z jej listu wynika, że nie było nawet octu, który znikał z półek ostatni. Słuchaczka skarżyła się: ,,Człowiekowi kiszki z głodu się skręcają po kartoflach z solą i ogórkach bez octu, a towar wędruje piorun wie gdzie.",,Nie ma mięsa, masła, jajek, zginęła słonina. Trzeba będzie z głodu żreć dzieła Lenina" - powtarzano wierszyk w latach kryzysu w PRL. A jeśli coś było, to trzeba było stać w kolejkach. Jak długich? Na jednym z rysunków satyrycznych narysowano budowany dopiero sklep, do którego już ustawił się ogonek. Na innym jest nocna kolejka, ostatni stojący pyta nadchodzącego zza węgła osobnika - kto idzie? Odpowiedź miało w PRL szkodzić, a smalec powodować sklerozę. Dzisiaj też nie mają najlepszej prasy, chociaż nie z powodu polityki. W dobranocce ,Porwanie Baltazara Gąbki" z lat 70. kucharz imć Bartolini Barłomiej miał herb Zielona Pietruszka. Mało kto wiedzial, że autor najpierw dał mu herb Dwa Widelce i Udziec Barani. Ale ta Zielona Pietruszka chyba to wiedziećTakie są najlepsze zioła na cholesterol. Obniż poziom cholesterolu domowymi sposobamiTakie mają być emerytury w lipcu po zmianach podatkowych. Mamy nowe wyliczenia!Sosnowiec: Na stadionie zaczyna kiełkować trawa, a kibice pytają już o mecz otwarciaPół roku temu ruszyła budowa nowego stadionu GKS Katowice. Jak wygląda to miejsce?Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera W czasach PRL-u niedzielne zakupy można było robić tylko dwa razy w roku. `Te dwa magiczne dni miały swoje wyjątkowe nazwy. czekolada, szynka „Krakus” w puszce, rodzynki, wiórki Któż z nas nie pamięta pierwszej pary jeansów zakupionej za bony w Pewexie i emocji, które towarzyszyły transakcjom u tzw. cinkciarzy? Sklep, który wabił nas zapachem drogich perfum, kolorowymi reklamami i towarem znanym jedynie z zagranicznych filmów był w czasach PRL-u synonimem luksusu. Podobnie jak jego pracownice, które miały dostęp do najlepszych produktów i podejrzewano, że pensje dostają w walucie. Jest ślub – będzie wódka Pierwszy punkt konsygnacyjny Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego powstał w 1972 roku w Raciborzu przy Rynku 10. Ze względu na niewielki lokal, który zajmował, mówiło się często, że to kiosk Pewexu. Kiedy w 1978 roku trafiła do niego Renata Wawersig, miała już spore doświadczenie w handlu pracując w drogerii, a później przez 20 lat w Veritasie. – Podlegaliśmy pod Przedsiębiorstwo Turystyki i Wypoczynku w Opolu oddział Racibórz, którego biura znajdowały się po drugiej stronie rynku, nad dzisiejszą lodziarnią, a naszym kierownikiem był Józef Kastelik. Sklep był rzeczywiście niewielki, ale za to utarg ogromny. W ciągu tygodnia potrafiliśmy sprzedać 450 skrzynek polskiej wódki, którą przywoziliśmy z Bielska-Białej. Choć otwieraliśmy o to kolejka ustawiała się już od rano – wspomina pani Renata i tłumaczy, że jeżeli klient przyniósł zaświadczenie z Urzędu Miasta, że będzie się żenić, mógł kupić nawet 50 butelek wódki. Inaczej zakupy były ograniczane, co miało ukrócić nielegalny handel alkoholem. W sklepie, oprócz Renaty Wawersig pracowała też Anna Kastelik oraz Teresa Zembata, która była kasjerką. Obie ekspedientki musiały więc obsługiwać klientów, jeździć po towar i przygotowywać codzienne raporty ze sprzedaży. Rozładowanie 450 skrzynek z wódką albo 500 paczek kawy było dla pań zawsze sporym wyzwaniem. Do tego dochodził stres związany z odpowiedzialnością materialną. – Pracowałam razem z Anią 13 lat i nigdy nie miałyśmy nawet grosika manka. Gdyby nam przeliczyli dolary na złotówki, to w razie jakiejkolwiek niezgodności, nigdy byśmy się nie wypłaciły – tłumaczy pani Wawersig. Klienci spoglądali jednak na ekspedientki Pewexu zazdrosnym okiem, bo przez cały dzień obracały się w luksusach, o jakich przeciętny Polak mógł tylko pomarzyć. – Mieliśmy francuskie koniaki, niemiecką bieliznę, amerykańskie jeansy, angielskie szetlandy i wspaniałe kosmetyki. Ale żeby dostać dobry towar, trzeba było wyjeżdżać do hurtowni Pewexu w Zabrzu albo Będzinie o rano, bo tam przyjeżdżały samochody z całego Śląska i każdy chciał być pierwszy. Mieliśmy też drugi punkt Pewexu, który otwarty został na zamku przy przejściu granicznym w Chałupkach – wyjaśnia pani Renata, która po likwidacji placówki, jeszcze przez sześć miesięcy pracowała w Pewexie przy ul. Opawskiej. Ślimaki wchodzą bez popicia Wkrótce po otwarciu Pewexu przy rynku, w 1972 roku powstała druga placówka przy ul. Długiej (naprzeciwko byłej „Desy”), która podlegała WSS Społem. Jego kierowniczką była Teresa Czyżewska, oprócz niej pracowały tam Barbara Wieder, Anna Pietras, Katarzyna Rybak, Krystyna Kalisz oraz dwoje kasjerów: Bogdan Urgacz i pani Wiesława. – Walutą obowiązującą w naszych sklepach były dolary, marki oraz bony towarowe. Otrzymywały je osoby, które dostawały przekazy pieniężne z Europy Zachodniej albo USA. Najczęściej to były renty i emerytury – tłumaczy Anna Pietras. Wśród deficytowych towarów z Polski największym powodzeniem cieszył się alkohol. – Najlepiej schodziła wódka Żytnia, Żubrówka, Krupnik, Gold Waser i Advokat. Zagraniczne alkohole kupowali głównie obcokrajowcy na prezenty. Pamiętam, że jeden dolar kosztował w tamtych latach 72 złote i można było za niego dostać butelkę wódki – wspomina pani Ania. I choć było to nielegalne, tak jak inni, kupowała u koników walutę, a za nią różne luksusowe towary, np. cytrusy, czekoladowe mikołajki czy szynkę w puszce. – System był taki, że jedna koleżanka stała na czatach, a druga szła do cinkciarza wymienić walutę. Oni zawsze stali przed sklepem, albo kręcili się w pobliżu – wyjaśnia pani Pietras. Absolutną jak na tamte czasy nowością były dostępne tylko w Pewexach peruki. – Zakładało się je do pracy, a po powrocie do domu kładło na wazon, żeby na następny dzień równie dobrze wyglądały. Moja miała krótkie, kasztanowe włosy i była jedną z niewielu rzeczy, które zostały uwiecznione na zdjęciach – wspomina pani Pietras i dodaje, że to właśnie w Pewexie przy ul. Długiej pierwszy raz w życiu miała okazję spróbować ślimaków. – Jedna maleńka puszka kosztowała wtedy 45 centów, a my się nią podziliłyśmy we cztery, bo każda z nas chciała sama sprawdzić czym się ci Francuzi tak zachwycają – dodaje. Większość pracownic Pewexów mówiło biegle po niemiecku. – Dla tych, które nie znały języka, organizowano bezpłatny kurs w Katowicach. Po jego ukończeniu dziewczyny dostawały trochę wyższą pensję – wyjaśnia Anna Pietras. W grudniu 1973 roku, zaledwie po roku jego funkcjonowania, sklep z ul. Długiej przeniesiono na parter nowo wybudowanego bloku przy ul. Ogrodowej (w miejsce gdzie dziś znajduje się apteka). Ze starego personelu trafiła tu też Anna Pietras, która w nowym miejscu pracowała jeszcze dwa lata, Katarzyna Rybak, ale już w roli kasjerki, Krystyna Kalisz i Barbara Wieder. Placówką kierował Stanisław Kukulski. W 1981 roku przy ul. Długiej, ale po jej nieparzystej stronie, powstał następny Pewex, który również podlegał Społem. Jego kierowniczką była Danuta Kasztan. – Sklep nie był zbyt duży. Mieliśmy tylko dwa stoiska: spożywcze i odzieżowe. Na tym pierwszym największą popularnością cieszył się oczywiście alkohol, ze sprzedażą którego nie musieliśmy czekać do bo sklep otwieraliśmy o Nowością było piwo w puszkach, których się nigdy nie wyrzucało, hiszpański poncz Jerezano, kupowany najczęściej na święta, duńska Kijafa i papierosy, które w innych sklepach były na kartki. Pamiętam Lordy, Dunhile, Gitanes i Marlboro setki, które kupowałam po 70 centów – wspomina Danuta Kasztan. Sklep przy ul. Długiej powstał tuż po jej przebudowie, w nowoczesnym ciągu, gdzie znajdowały się najbardziej prestiżowe placówki w naszym mieście: BWA, Dom Mody Elegancja czy Desa. Nic więc dziwnego, że założono w nim alarm. – Na szybach, gdzie było logo sklepu, znajdowały się czujniki alarmu, ale więcej z nim było problemów niż pożytku, bo ciągle się włączał – wyjaśnia pani Danuta i dodaje, że w ciągu dziesięciu lat istnienia Pewexu przy ul. Długiej, nie było żadnego włamania. – Kierownictwo doceniało naszą pracę organizując nam szkolenia, prezentacje nowych produktów i spotkania integracyjne. Pamiętam jedno z nich, które odbywało się w Hotelu „Warszawa”. Najpierw były występy Manna i Materny, a potem wystawny obiad z alkoholem. Szefowie większych sklepów mieli też możliwość wyjazdów zagranicznych – tłumaczy pani Kasztan, która w czasach kryzysu mogła liczyć na inne koleżanki z Długiej. – Naprzeciwko naszego Pewexu był sklep mięsny, a dalej ze szkłem. Myśmy sobie wzajemnie pomagały odkładając jakieś towary, bo jak się pracowało w handlu do wieczora, to czasu na zakupy zawsze brakowało. W kryzysie mogłyśmy na siebie zawsze liczyć – podsumowuje była kierowniczka Pewexu, który przetrwał do 1991 roku. 20 lat luksusu Pewex przy ul. Ogrodowej utrzymał się dwadzieścia lat, dlatego wielu raciborzanom właśnie to miejsce kojarzy się nieodłącznie z luksusowymi towarami za waluty. Nowy, większy lokal, który miał 200 mkw., pozwolił na rozszerzenie asortymentu. – Oprócz artykułów spożywczych, papierosów i alkoholu, mieliśmy materiały, kosmetyki, zabawki, ubrania oraz sprzęt AGD i RTV – tłumaczy Krystyna Kalisz i dodaje, że jak na warunki PRL-u, ekspedientki pracujące w Pewexie bardzo dobrze zarabiały. – Miałyśmy spore premie i częste wyjazdy do Katowic na pokazy nowych produktów. Przedstawiciele Jacobsa, Bourgois, Maxa Factora czy Yardleya prezentowali nam swoje nowości, a potem zabierali na uroczysty obiad. W sklepie otaczały nas piękne rzeczy, które mogłyśmy do woli przymierzać i nieraz zdarzyło nam się zaszaleć. Kiedyś kupiłam wystrzałową sukienkę za 29 dolarów, ale mój mąż nigdy nie dowiedział się ile kosztowała – wspomina ze śmiechem pani Krystyna, a Anna Pietras dodaje, że jej koleżanka z działu metrażu, Lena Pancek, w jeden dzień kupowała materiał, a w drugi przychodziła w uszytej z niego kurtce. Od 1976 roku sklep podlegał pod oddział Pewexu Katowice. W ciągu 20 lat istnienia placówki przewinęło się przez nią sporo ekspedientek. Pracowały tu: Anna Pietras, Anna Kastelik (przeszła z Pewexu przy Rynku), Krystyna Kalisz, Róża Jeż, Lena Piechaczek (potem Pancek), Lidia Cyranek, Marianna Kilowska, Eugenia Szyra, Bożena Dąbrowska, Krystyna Mikołajec, Maria Przeklasa, Sabina Sadło, Sylwia Mizioch, Rozalia Sklorz (od 1981 roku jako zastępca Stanisława Kukulskiego), Stanisława Kwiecień, Halina Adamczyk, Maria Cembruch, Lidia Dapa i Ewa Zając. Oprócz pracownic Pewexu, były też zatrudniane przez bank kasjerki: Jadwiga Zakrzewska i Stanisława (znana jako Katarzyna) Rybak, Jolanta Kulig (Sawicka), Lidia Miech i Iwona Rębisz. – Do pracy w sklepie przy Ogrodowej trafiłam w 1973 roku, zaraz po szkole handlowej. Wszyscy mi zazdrościli, bo myśleli, że pensję będę dostawać w dewizach – mówi ze śmiechem Rozalia Sklorz. Na stoisku z materiałami królowały modne wtedy grempliny, dzianiny, indyjskie jedwabie i sztuczne lisy. W późniejszych latach robiło się często w Pewexie przerzuty towarów niezbywalnych, które można było kupić za złotówki w sklepach Społem. Ubrania, które ze względu na kolor, albo cenę nie znajdowały nabywców, otrzymywał „Junior” przy ul. Opawskiej, a tkaniny sklep tekstylny przy placu Wolności. Częstymi klientkami Pewexów były wdowy, które straciły na wojnie mężów i dostawały z Niemiec odszkodowania. – Przychodziły do kasy z przekazem i wybierały u nas talony, za które kupowały najczęściej Buerlecithin, Biovital, Amol i różnego typu herbatki ziołowe, które nie były wtedy dostępne w naszych aptekach – tłumaczy pani Rozalia. Największe gabarytowo produkty, czyli pralki, lodówki czy czeskie skutery Jawa trzymano w magazynach Społem pod „Willanową” na Płoni. Trafiały tam też dywany, produkowane w Kietrzu, Łodzi i Kowarach, przechowywane również w piwnicach sklepu spożywczego przy Odrzańskiej. Zakupy za złotówki Ponieważ placówka przy ul. Ogrodowej nie mogła już pomieścić rozrastającego się stoiska AGD i RTV, w 1990 roku Pewex powiększył swoje zasoby o duży, piętrowy sklep przy ul. Opawskiej (dziś stoi w tym miejscu Galeria „Srebrna”). W tym samym roku Stanisława Kukulskiego, który odszedł na emeryturę zastąpiła Krystyna Kalisz. – Cała przemysłówka została przeniesiona na Opawską, gdzie zajęliśmy pierwsze piętro, a na parterze zrobiono samoobsługowy sklep z artykułami spożywczymi, którym kierowała Jadwiga Siwiec i Gienia Zielińska. Kierownikiem całego Pewexu był Józef Rybicki, były prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Nowoczesna” – wspomina Rozalia Sklorz, kierownik piętra (jej zastepcą była Lidia Cyranek). Ogromny budynek Pewexu robił wrażenie nie tylko na raciborzanach, ale i przyjezdnych, którzy zachwycali się mnogością i różnorodnością stoisk oraz pięknymi dekoracjami. – Na górze po jednej stronie mieliśmy zabawki, gdzie pracowała Elżbieta Biała i Karina Wojtaszek, stoisko z tekstyliami i odzieżą, które prowadziły Sylwia Mizioch, Sabina Sadło i Elżbieta Wołoszyn. Na samym środku znajdowała się wyspa z kosmetykami, gdzie były Eugenia Szyra i Karina Raciborska, a po przeciwległej stronie AGD, na którym pracowała Ewa Marszałek i Beata Chodorowska, RTV, które prowadził Krzysztof Smajdor, Danuta Fros i Karina Adamicka i stoisko motoryzacyjne, które obsługiwali Artur Kos i Sabina Popławska. Nowością były uczennice, które miały praktyki na parterze – wyjaśnia pani Sklorz. Hitem lat 90. były walkmany, matchboxy i lalki Barbie, do których w Pewexie można było dokupić zestawy ubrań, mebli czy nawet całe domy. Wktótce te towary zaczęły też trafiać do powstających jak grzyby po deszczu firm prywatnych, których asortyment, często sprowadzany z zagranicy, zalewał miasto. Pewex przy Rynku utrzymał się 19 lat. Zamknięto go w 1991 roku. Dwa lata dłużej funkcjonował sklep przy ul. Ogrodowej, który zlikwidowano w 1993 roku, a ten przy Opawskiej dotrwał do 1997 roku. – W lipcu była powódź, a my dostałyśmy wypowiedzenia. Nie było to dla nikogo zaskoczeniem, bo od dawna nie sprowadzano już towaru a ten, który został, przerzucano na inne sklepy. Już od kilku lat można było u nas robić zakupy za złotówki, a wokół otwierało się mnóstwo innych sklepów z takim samym asortymentem. Nie byliśmy już ani jedyni, ani wyjątkowi – podsumowuje Rozalia Sklorz i dodaje, że pracownice Pewexu spotykają się do tej pory i wspominają czasy, kiedy Pewexy były symbolem luksusu, a one miały okazję trochę tego luksusu posmakować. Katarzyna Gruchot
Wielkanoc w czasach PRL-u była specyficzna i zupełnie różna od tej, jaką znamy obecnie. Brak wielu produktów, towary na kartki, długie kolejki, przepisy ze składnikami zastępczymi i
Lata 70-te PRL-u to okres towarów na kartki, braków w sklepach i tandetnego, zawodnego sprzętu RTV i AGD. Przedmiotem pożądania były towary w Pewexie dostępne za waluty wymienialne. Ceny w Pewexie, mimo że niskie, przekraczały możliwości przeciętnych ludzi. Mimo to Polacy starali się uzbierać na waluty u cinkciarza i kupić modne ubrania, zabawki zachodnich firm, niedostępne gdzie indziej dezodoranty, czy niezawodny sprzęt RTV zachodnich marek. Dowiedz się, jakie towary oferowały sklepy Pewexu w czasach PRL. Jeśli szukasz więcej informacji i ciekawostek historycznych, sprawdź także zebrane w tym miejscu artykuły o PRL. Czym był Pewex w PRL i kto mógł kupić towary z Pewexu Władze ludowe w PRL starały się skupować od obywateli waluty wymienialne, których posiadanie było do 1956 roku nielegalne. Początkowo istniały sklepy walutowe banku PeKaO, w których można było kupić trudno dostępne towary. Pewex, czyli Przedsiębiorstwo Eksportu Wewnętrznego, powstało w 1972 roku z przekształcenia tych sklepów. Cennik w Pewexie ustalano na bazie dolara amerykańskiego, lecz płacić można było wszystkimi walutami oraz bonami walutowymi PeKaO. Jak na kieszeń zwykłego Polaka ceny w Pewexie były dość wysokie. Pewexy działały na zasadzie sklepów duty free, dlatego też ceny w Pewexie były bardzo niskie w porównaniu do cen towarów w krajach zachodnich. Jednak ówczesny przelicznik walut sprawiał, że dla zwykłego Polaka zakupy w Pewexie były prawie niedostępne. Przeciętni ludzie nie byli w stanie zaopatrywać się w Pewexie, a jeśli już to okazjonalne, jeśli dana rzecz była naprawdę niezbędna. Jedynym sposobem pozyskania walut na produkty z Pewexu, był nielegalny zakup walut u cinkciarza lub kogoś znajomego, kto je miał. Cinkciarze z reguły stali pod sklepami Pewexu. Posiadali oni waluty najczęściej od dewizowych turystów, którym bardziej opłacało się wymienić waluty na złotówki u cinkciarza niż w banku. Mimo wysokiego przelicznika oraz niebezpieczeństwa nielegalnej transakcji Polacy próbowali zaopatrzyć się w waluty, na przykład wyjeżdżając do innych demoludów, gdzie przelicznik był bardziej przystępny. Władze ludowe patrzyły przez palce na te transakcje, zaś niebezpieczeństwo polegało na tym, że osoba niedoświadczona mogła zostać oszukana, okradziona, a nawet pobita, jeśli trafiła na oszusta. Towary z Pewexu - najbardziej pożądane produkty w PRL Jakie produkty z Pewexu były obiektem marzeń przeciętnych Polaków Pewex oferował przede wszystkim towary zachodniej produkcji, lecz także polskie towary eksportowe. Jakie produkty można było kupić w Pewexie: artykuły żywnościowe, alkohol i papierosy, ubrania, tkaniny i włóczki, kosmetyki i środki higieniczne, zabawki, artykuły RTV i AGD oraz mikrokomputery, samochody i akcesoria, sprzęt sportowy, materiały budowlane i narzędzia. Zakupy w Pewexie były marzeniem dla każdego. Dreszcz emocji czuło się nawet, odwiedzając sklep, aby tylko popatrzeć na zagraniczne kosmetyki, ubrania, czy zabawki. W PRL fascynacja krajami zachodnimi i ich produktami była ogromna. Uchodziły one za szczyt marzeń i ideał doskonałości, szczególnie że jakość towarów produkcji polskiej i demoludów pozostawiała wiele do życzenia. Zaś w okresie znacznych braków zaopatrzenia, Pewex był jedynym sklepem, gdzie zawsze można było dostać niezbędne towary, jak np. papier toaletowy. Jeśli szukasz więcej ciekawostek, sprawdź także ten artykuł o 10 osobach, które kształtowały opinie Polaków w czasach PRL. Produkty spożywcze w Pewexie Jednym z najczęściej kupowanych towarów w Pewexie były wódki. Najpopularniejsze były Gold Waser, Advokat, whisky Johnnie Walker, francuski szampan czy też hiszpański poncz Jerezano, zaś w czasach alkoholu na kartki także polskie wódki jak Żubrówka czy Żytnia. W Pewexach dostępne było także piwo w puszkach, które teraz stoi w każdym sklepie, a wtedy było niespotykanym rarytasem. Co ciekawe w Pewexie nie obowiązywała sprzedaż alkoholu po 13. Deficytowym towarem na kartki były papierosy, zaś w Pewexach za waluty dostępne były takie marki jak: Marlboro, Dunhill, Lord. W czasach, gdy po wędlinę stało się w długich kolejkach i nie dla każdego wystarczyło, w Pewexie dostępny był polski produkt eksportowy - szynka konserwowa w puszce. Zdarzało się, że w przeciętnych rodzinach szynka ta pojawiała się na święta i smakowała wspaniale. Starsi ludzie kupowali w Pewexach produkty zdrowotne, jak Buerlecithin, Biovital, czy Amol, których nie było w zwykłych aptekach. Dla dzieci szczytem atrakcji była Coca Cola w puszkach oraz gumy McDonald z kolorową historyjką w opakowaniu. Na półkach Pewexów leżały najróżniejsze słodycze, czekolady, kawa, jak również owoce cytrusowe i banany. Ubrania i kosmetyki z Pewexu O ciuchach z Pewexu młody człowiek z PRL mógł sobie tylko pomarzyć. Dla ówczesnych nastolatków szczytem marzeń były spodnie jeansowe, Levisy, Wranglery, Rifle, czy Montany. Oryginalne można było kupić tylko w Pewexie, zaś podróbki na bazarze, choć tu i tu cena przekraczała budżet rodziców. W Pewexach królowały także tkaniny jak grempliny, jedwabie, sztuczne futerka. Wtedy prawie każda kobieta umiała szyć, a własnoręcznie uszyty ciuch wychodził taniej. Szczytem marzeń była wełna moherowa oraz sweterki szetlandy. Każda dziewczyna marzyła o tym, aby zrobić sobie na drutach puchaty sweterek z moheru, lub choćby czapkę. Co ciekawe w Pewexie można było kupić, niedostępne w innych sklepach, peruki. Pewexy nie były sklepami samoobsługowymi. Towary z Pewexu podawał sprzedawca, zaś ubrania były ładnie poukładane na półkach sklepowych lub leżały pod oszkloną ladą. Atrakcyjnym asortymentem Pewexu były kosmetyki i dezodoranty. Szczególną popularnością cieszyły się kosmetyki Chanel i Max Factor. W zwykłych sklepach dezodoranty właściwie nie istniały, zaś w Pewexie oferowano pachnące dezodoranty w sprayu wiodących firm zachodnich. Produkty z Pewexu - zabawki i rozrywka Dla dzieci szczytem marzeń były klocki Lego, samochodziki Matchbox czy lalki Barbie - dostępne tylko w Pewexie. Natomiast dla młodzieży i dorosłych marzeniem był sprzęt elektroniczny i grający. Była to epoka magnetofonów i walkmenów na kasety. Telewizory kolorowe dopiero wchodziły na rynek. Sprzęt polskiej produkcji należało upolować w sklepie, stojąc w długich kolejkach lub biegając od sklepu do sklepu o 11 rano. Ówczesny sprzęt był tak zawodny, że każdy drżał czy się za chwilę nie zepsuje. Z naprawą też nie było łatwo, gdyż terminy naprawy były długie i częso po miesiącu oczekiwania otrzymywało się z powrotem nienaprawiony sprzęt, bo “nie ma części”. Dobrej jakości sprzęt zagraniczny, który się nie psuł, można było kupić tylko w Pewexie. Królowały takie marki jak Panasonic czy Sharp. Pewex był też jedynym źródłem nowoczesnego sprzętu jak magnetowidy czy mikrokomputery. Cennik sprzętu RTV przekraczał możliwości przeciętnego Polaka. Aby kupić TV lub magnetowid w Pewexie należało zbierać wiele miesięcy czy lat. Czy ten artykuł był dla Ciebie pomocny? Dla 98,2% czytelników artykuł okazał się być pomocny Peklowana na sucho przez 14 dni, wędzona dymem o temp. 38 st. C i parzona przez godzinę w 80 st. C. Degustacja po 48 godzinach od wykonania. Składniki: 500g mięsa mielonego wieprzowego, 2 papryki czerwone, 2 papryki żółte, średnia cukinia, 2 duże cebule, 250g pieczarek, 10 ogórków konserwowych tzw. korniszonów, pomidory w puszce, 3/4 szklanki ketchupu łagodnego (u mnie z pomidorów malinowych), 2 łyżeczki przecieru pomidorowego, sól, pieprz, czubata łyżeczka NuXuZu. 103 163 147 494 60 366 401 9 275

szynka w puszce prl